Jak skutecznie oszczędzać prąd?

Ja tu tylko gaszę światło – czyli jak oszczędzać na prądzie zupełnie bez wyrzeczeń.
Do 54 złotych rocznie zaoszczędzimy, jeśli tylko naszą lodówkę ustawimy na właściwą temperaturę. 54 złote, z jednej strony tylko, z drugiej strony aż, bo okazuje się, że lodówka to tylko czubek piramidy trwonienia własnych pieniędzy. Oszczędzanie prądu nie oznacza przecież, że od dziś będziemy używać świeczek, zamiast włączać światło, a jedzenie chłodzić na dworze, by kompletnie wyłączyć lodówkę. Wystarczy pamiętać o kilku rzeczach, by rachunki za prąd były niższe, a nasze życie wciąż komfortowe i wygodne. Jak?
Lodówka – najbardziej umiłowane w trawieniu prądu urządzenie?
Lodówka, kuchenka, piecyk a często nawet telewizor, to urządzenia, które najczęściej są podłączone stale do prądu. W przypadku lodówki jest to zwyczajna konieczność, ponieważ niezbędne jest utrzymanie temperatury na stałym poziomie. Lodówki nie wyłączamy więc, wyjeżdżając na urlop, chyba że ją kompletnie opróżnimy, a także na noc, kiedy śpimy. Jest więc naturalne, że nasza lodówka zabiera dużo prądu i jak wynika z obliczeń, jej praca to aż 30% naszego rachunku za całą energię. Nie możemy jej wyłączyć, ale możemy sprawić, że pobór prądu będzie niższy. Jak?
Zaczynamy od zakupu nowszego sprzętu.
Starszego typu lodówki nie tylko zużywają więcej prądu ze względu na przestarzałe podzespoły, ale też ze względu na brak możliwości lepszego regulowania temperatury. Ponadto mocno wyeksploatowane zamrażalniki często szybciej pokrywa szron. Te wszystkie czynniki powodują, że nasz rachunek za prąd jest zwyczajnie wyższy. To nie oznacza jednak, że należy od razu upatrzyć sobie lodówkę z klasą energetyczną A+++, ponieważ po pierwsze podawane przez producenta pomiary zużycia prądu są dokonywane w warunkach laboratoryjnych, a więc różniących się od tych domowych, a po drugie za tę klasę musimy odpowiednio więcej zapłacić.
Wyższa klasa lodówki to niższe rachunki i wyższa cena.
Jeśli więc przypatrzymy się cenom lodówek np. marki Gorenje i porównamy model o tej samej pojemności i podobnych funkcjach, ale z inną klasą energetyczną, to różnicę w cenie otrzymamy około 490 złotych. Za lodówkę A+ zapłacimy bowiem 1504 złote a w A++ musimy już zainwestować aż 1991 złotych. Wszystko zależy oczywiście od modelu, ale zawsze wyższa klasa energetyczna oznacza niższe zużycie prądu i wyższą cenę.
Lodówka o pojemności 222 litrów w klasie energetycznej A+ zużywa rocznie około 235 kWh (dane od producenta), natomiast 299 kWh zużyje lodówka w klasie energetycznej A+, a więc różnica jest 64 kWh. Jeśli przyjmiemy cenę 0,35 zł za kWh, to rocznie zaoszczędzimy zaledwie 22,4 złote. Wystarczy więc A+, bo owe 490 złotych, które musimy dopłacić do wyższej klasy energetycznej nie spłaci nam się nawet po 10 latach. Podobnie jest w przypadku pralki, zmywarki czy telewizora, za każdym razem warto przeliczyć, czy zużycie prądu będzie na tyle niskie, by spłacił się koszt zakupu droższego urządzenia.
No frost.
Co jednak może być ciekawe, to opcja „no frost”, a więc tak zwana opcja bezszronowa. To ważne, bo nawet już trzymilimetrowa warstwa szronu zwiększa zużycie prądu aż o 10%. Dość dużo. By więc nie trzeba było zbyt często rozmrażać lodówki i jej myć, warto zwrócić uwagę, czy opcję no frost zapewnia nam producent. Nie bez znaczenia jest też ustawienie lodówki, im bliżej okna czy ciepłych urządzeń bądź kaloryfera, tym konieczność zwiększonej pracy agregatora, a tym samym wyższy pobór energii. Lodówkę ustawiamy też 8-10 cm od ściany, dzięki czemu zapewnimy właściwą cyrkulację powietrza i niższe zużycie prądu.
Trzeba pamiętać, że niewiele nam da zwracanie uwagi na klasę energetyczną czy właściwą cyrkulację powietrza, jeśli w codziennym użytkowaniu będziemy również marnotrawić prąd. Kolejne bowiem oszczędności popłyną, jeśli optymalna temperatura wewnątrz lodówki ustawiona będzie na 7 stopni Celsjusza i 18 w zamrażarce. Tu jednak warto pamiętać, że np. producenci mięsa zalecają, by było ono przechowywane w temperaturze poniżej 4 stopni, jeśli więc kupiliśmy coś na jutrzejszy obiad, to temperaturę zdecydowanie obniżmy. Również im dłużej pozostawiamy otwartą lodówkę, tym więcej prądu urządzenie musi pochłonąć, by wyrównać temperaturę. Dlatego gotując zupę, wyjmijmy wszystkie składniki za jednym razem, a produkty układajmy tak, byśmy nie musieli zbyt długo szukać czegoś na śniadanie czy kolację.
Nocą daj odpocząć ładowarce i Twojej kieszeni.
Telefon komórkowy już dawno przestał być tylko urządzeniem do wykonywania połączeń czy wysyłania SMS-ów. To już nawet więcej niż portfel, ponieważ zapłacimy nim w sklepie, a dzięki różnym aplikacjom zastąpi nam również organizer, aparat na urlopie i tradycyjną skrzynkę mailową. Nic dziwnego, że w ciągu dnia zwyczajnie musi być pod ręką. Dla baterii korzystanie z komunikatorów, aparatu fotograficznego czy częste dzwonienie jest zabójcze i pod koniec dnia czerwony punkcik na górze przypomina, że trzeba ładować. Większość z nas robi to w nocy, podczas snu. I to nocne, dość wygodne ładowanie mocno odbija się na naszych rachunkach. Okazuje się bowiem, że naładowany telefon, ale też laptop czy tablet wciąż podłączony do kontaktu, zużywa bardzo dużo prądu.
Telefon zazwyczaj potrzebuje maksymalnie dwóch, trzech godzin, by w pełni naładować baterię. Podczas snu nie odłączamy jednak ładowarki i kolejnych pięć godzin urządzenie jest nadal podłączone do prądu. To miesięcznie kosztuje nas około 147,5 kWh. Sporo, jeśli znów przeliczymy to przez 0,35 zł. Jeśli w taki sposób telefon ładują cztery osoby, to rocznie możemy przepłacać nawet do 200 złotych. Problemem są też pozostawione w gniazdkach ładowarki. I choć tutaj zdania są podzielone, to używając dobrych mierników, szybko przekonamy się, że kilka kilowatogodzin tracimy na takim procederze. Ładowarka zostaje w prądzie, bo to rzekomo wygodne, mniej wygodne jest jednak płacenie za nic. Dlatego warto się zastanowić i ładowarkę zawsze wyłączać z prądu, a telefon czy laptop ładować dokładnie przez tyle czasu, ile zaleca producent. Właściwie na wielu codziennych czynnościach możemy albo przepłacać, albo zwyczajnie oszczędzać.
Wrzątek kosztuje.
Podobnie jest bowiem z czajnikiem elektrycznym. Im więcej wody gotujemy, tym więcej prądu zużywamy. Każdy może sobie sam odpowiedzieć, ile razy wlewał do czajnika maksymalną ilość wody, by zalać jeden kubek herbaty? To dość duże marnotrawstwo, bo choć może w kilowatogodzinach niewielkie, to częstotliwość wykonywania tej czynności powoduje, że rocznie z naszego portfela ucieka sporo pieniędzy. Mniej więcej 120 złotych rocznie tracimy, jeśli osiem razy dziennie gotujemy więcej wody, niż potrzebujemy. Dodając do tego koszt ładowania nocnego, marnotrawienia prądu przez złe użytkowanie lodówki, wyjdzie już całkiem pokaźna sumka, którą można dołożyć na przykład do letnich wakacji.
Mądrze gotować
Jeśli większość urządzeń w naszej kuchni również jest na prąd, warto i tutaj szukać oszczędności. Regularne przygotowanie ciepłych posiłków z pewnością sprawia, że zegar szybko się kręci, niemal tak szybko, jak nam w głowie od miesięcznego rachunku za zużycie prądu. Przede wszystkim gotujemy więc z pokrywką, która nie tylko skraca czas wykonania potraw, ale też obniża zużycie prądu i to o jakieś 30%. Przy założeniu, że dziennie gotujemy obiad, korzystanie z pokrywek przynosi oszczędność, aż 30 złotych na miesiąc. To znaczna suma, bo na rok pozwala zaoszczędzić do 360 złotych. Również mały trik przy pieczeniu zwalnia obroty licznika. Piekarnik wyłączamy mianowicie 5 – 10 minut przed końcem pieczenia. W środku bowiem wciąż utrzymuje się wysoka temperatura, jednakże już bez konieczności wykorzystania prądu. Na nasze rachunki przełożenie mają też odpowiednie garnki. Te z wąskim dnem, które rozszerzają się do góry, zużywają aż 50% prądu więcej.
Sprawdź, jak licznik zwalnia, gdy z prądu wyłączysz telewizor, czyli co warto o wiedzieć o standby.
Czasem jest tak, że stosujemy wiele trików, by w kieszeni pozostało więcej pieniędzy, a mimo to rachunki nadal przychodzą wysokie. Zdenerwowani biegamy za dziećmi, które włączają światła i żałujemy, że nie zamontowaliśmy takich z czujnikami albo obliczamy ile tych kilowatogodzin zabiera nasza pralka, ale rezultat wciąż jest mizerny. To oznacza, że pora przyjrzeć się niewidocznym zjadaczom prądu. Jednym z nich jest dość popularna w telewizorach opcja standby. Telewizor niby wyłączony, a wciąż pobiera prąd? Tak! I, co najważniejsze, czas otworzyć oczy i sprawdzić ile. Oszczędzamy nogi, bo przecież standby czuwa, by o każdej porze można było włączyć telewizor, bez podchodzenia za każdym razem do gniazdka, by włączyć wtyczkę. Ten luksus kosztuje nas jednak nawet 245 złotych rocznie. Oczywiście wszystko zależy, co nam zalega w gniazdku i ile docelowo pobiera prądu w stanie spoczynku.
Odłącz wtyczkę z kontaktu.
Urządzenia warto więc wyłączać z prądu nie tylko na noc, ale również w dzień, kiedy z nich nie korzystamy. Wychodzimy do pracy, ale zostawiamy telewizor w opcji standby. Pytanie po co? Jasne, że jest to uciążliwe, wyciągać kilka wtyczek i co chwile je załączać, ale listwa z włącznikiem idealnie ten problem rozwiązuje, tym bardziej że kupiona na kilka gniazdek, pozwala włączać i wyłączać kilka urządzeń jednocześnie, a zamontowana w dostępnym miejscu, eliminuje problem zabudowanego gniazdka za meblami.
Standby jednak drogi jest również w przypadku kuchenki mikrofalowej czy piekarnika, zwłaszcza jeśli w każdym z urządzeń nastawiony jest zegar. Warto wiedzieć, że uruchomienie zegara w kuchence mikrofalowej kosztuje nas więcej prądu niż samo podgrzanie potrawy. W niektórych piekarnikach zegar musi być obowiązkowo załączony, inaczej nic nie funkcjonuje. Jeśli do tego mamy zegar ścienny, to nie potrzebujemy go już w mikrofalówce czy innym urządzeniu, które z powodzeniem możemy odłączać z prądu, kiedy z niego nie korzystamy.
Oszczędnie z prądem na co dzień!
Właściwie pieniądze na zmarnowany prąd płacimy przez złe nawyki. Jeśli więc wypracujemy dobre nawyki, to oszczędzać będziemy bez większych wyrzeczeń i utrudnień. To nie takie przecież skomplikowane wyciągnąć ładowarkę z gniazdka, a telefon ładować do uzyskania informacji, że proces został zakończony.
Nie trudno odmierzyć wodę na szklankę herbaty, bo przecież każdy czajnik ma miarkę, a pokrywki w kuchni nie tylko oszczędzają prąd, ale i nasz czas, a także zapewniają lepszy smak potrawy. Jeśli do tego dodamy żarówki energooszczędne albo ledowe, może się okazać, że nasz rachunek za prąd będzie naprawdę bardzo niski. Do tego sprawdźmy, czy nasze urządzenia nie pożerają naszego prądu na darmo. Czy na pewno głośniki, których używamy zaledwie przez pół godziny w ciągu dnia, muszą być w opcji standby włączone przez całą dobę? Po miesiącu zwracania uwagi na tego rodzaju szczegóły, rozsądne użytkowanie prądu będzie zwyczajnie już tylko bezwarunkowym odruchem.
Dopasuj taryfę do swoich potrzeb!
By faktycznie mieć pewność, że od kolejnego miesiąca nasze rachunki za energię będą niższe, trzeba też sprawdzić, czy korzystamy z właściwej taryfy i najtańszego sprzedawcy. Na stronie www.maszwybor.ure.gov.pl możemy szybko zorientować się, który sprzedawca ma dla nas najlepszą ofertę. Na stronie jest także przydatny kalkulator energii, w którym po wpisaniu wszystkich danych, dotychczasowego sprzedawcy, ilości zużywanej energii, a także kodu pocztowego, szybko przekonamy się, czy przepłacamy i czy konieczna jest zmiana umowy.
Inna kwestia to taryfa. Oprócz tej jednostrefowej, gdzie prąd naliczany jest tak samo o każdej porze, możemy wybrać taką, gdzie z tańszego prądu skorzystamy w nocy, w godzinach przedpołudniowych i w weekendy. To dobre rozwiązanie dla osób posiadających grzejniki na prąd. Połączenie bowiem czasu ogrzewania z tańszą strefą poboru energii, pozwoli sporo zaoszczędzić na wydatkach. Także, jeśli w tygodniu jesteśmy od rana do wieczora w pracy, a w weekendy lubimy spotkać się z rodziną, nadrobić oglądanie ulubionych filmów, a do tego zrobić pranie i prasowanie, to niższa taryfa w weekend będzie idealnym sposobem na mniejsze zużycie prądu.